Mamy luty. Do Polski wracam z końcem marca więc jeszcze tylko 2 miesiące. Półmetek za mną. Przez ten czas zdążyłam cieszyć się i płakać. Wkurzać do granic możliwości i następnie dystansować dochodząc do wniosku, że po prostu szkoda mojego zdrowia. Przegadałam wiele godzin z innymi ludźmi, których życie jest całkowicie inne niż moje. Często bardzo niezrozumiałe. Także trudne. Następnie przestałam to robić. Zmarnowałam jeden miesiąc na nic nie robienie oprócz snu, gotowania i jedzenia obiadów oraz pracy. Przyszło jednak opamiętanie.
Zaczęłam chodzić wcześniej spać, planować to co do zrobienia mam w ciągu kolejnego dnia. I tak udało mi się wypracować pewną rutynę dzięki której mam czas na ćwiczenia, gotowanie obiadów, czytanie, słuchanie muzyki, blog i blogosferę oraz kilka innych drobnych aktywności np. 15-minut nauki angielskiego dziennie. Nie zawsze udaje się realizować wszystko, ale nie szkodzi. Nie chodzi o codzienne zabijanie się by odhaczyć to co na liście. Czas poświęcam na rozwijanie znajomości tylko z tymi z którymi warto, z którymi nadaję na podobnych falach. Z którymi po powrocie mam nadzieję utrzymać kontakt.
Staram się nie narzekać. Nie warto. Staram się nie denerwować. Choć czasem moja niepokorna dusza i wyszczekanie mają ochotę uwolnić się i rozwalić krzykiem całą tą szklarnię. Staram się ćwiczyć, rozwijać w tych warunkach. Robić coś, cokolwiek, bo te wszystkie drobne rzeczy mnie cieszą, czuję się lepiej. Cieszy mnie poranne wstanie i ćwiczenia. Pyszny, zdrowy obiad. To, że na wigilię zrobiłam pierwszy raz kapustę wigilijną i była pyszna. Ta zima i mróz za oknem. Cudownie puszysty i bieluśki śnieg. Chwila relaksu i żarty ze wszystkich absurdów, którymi jesteśmy tutaj raczeni. Doceniam te lekcje, które daje mi życie tutaj. Błędy, które popełniam i przewartościowania jakich dokonuję. Cieszę z tego, że życie pozwoliło mi znaleźć się tutaj z osobami, które znałam z uczelni, studiowałyśmy razem, ale nie miałyśmy bliższych relacji. Okazało się, że to osoby bardzo warte bliższego poznania. Zabawne, cudowne i całkowicie inne niż ja 🙂 Co jeszcze cieszy? To, że potrafiłam się zorganizować. I absolutnie najbardziej cieszący fakt.
ZARABIAM PIENIĄDZE NA PODRÓŻ O KTÓREJ MARZĘ!!! Ile osób ma takie szczęście? Aaaa no i dzisiaj wolna niedziela 🙂 Umalowałam się i ubrałam jak człowiek 🙂 Chodzenie ciągle w roboczych ciuchach i gumakach nie ma w sobie nic kobiecego. Jak się zatem nie cieszyć? Dzisiaj czuję się kobieco, pięknie i po prostu radośnie 🙂 Uśmiech dla Was! (tak, tak to zdjęcie telefonem, w łazience i z ręki! 😛 ) Cmoooooki :*
a gdzie koszulka podróżniczek!?!?! 🙂 u mnie z ćwiczeniami też supcio, ale póki co jakoś marnie z efektami 😦
Ależ Ty masz sympatyczny wyraz twarzy! 🙂
szybko minie:)
no i dobrze, trzeba się cieszyć, póki ma się z czego, i szukać pozytywów wszędzie dookoła, już połowa minęła, teraz z górki 🙂
pięknie wyglądasz
Dziękuję 🙂
Dziękuję 🙂
Pewnie. Czas mi tutaj płynie bardzo, bardzo szybko 🙂
Będą i efekty tylko trzeba się uzbroić w cierpliwość. A koszulka niestety leży w szafie i musi poczekać na swoje dni 😦
Już szybko mija 🙂
ja wciąż czekam na zdjęcie koszulki T_T